Big-tech w Polsce to ryzyko

Jest dla mnie niezwykle ważne, aby moje regularne treści były dostępne tak szeroko, jak to tylko możliwe, dla każdego, bez żadnych opłat czy paywalli. Chcę, aby tak pozostało na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby się tego trzymać.

Jednocześnie przygotowywanie treści, które dla Was publikuję, to praca, której poświęcam sporo czasu. Aby móc dalej to robić, potrzebuję wsparcia finansowego od tych z Was, którzy mogą sobie na to pozwolić i wierzą, że to, co daję w zamian, jest tego warte. Jeśli odnajdujesz się w tym opisie, będę ogromnie wdzięczny za przybicie mi piątki lub zostanie moim Patronem.

Dzięki Twojej pomocy będę mógł nadal skupiać się na tworzeniu jak najlepszych i najciekawszych treści dla wszystkich osób, które są zainteresowane tym, co piszę.


W ostatnich latach obserwujemy coraz większą ekspansję globalnych gigantów technologicznych na polski rynek. Tylko w lutym premier Donald Tusk spotkał się z Sundarem Pichaiem z Google i z Bradem Smithem z Microsoftu. Z jednej strony powinniśmy się oczywiście cieszyć, bo to oznacza, że Polska jest atrakcyjnym miejscem dla inwestycji. I decydującym wskaźnikiem nie jest już tańsza siła robocza, ale przede wszystkim stabilna sytuacja wewnętrzna i dostęp do wysokiej klasy specjalistów na krajowym rynku. Dla spójności narracji pominę fakt, że ostatecznie Intel wycofał się z budowy fabryki w Miękini (powodem nie był fakt lokalizacji, ale problemy finansowe firmy). Z drugiej strony inwestycje te niosą ze sobą wiele ryzyk, które moim zdaniem przeważają nad profitami. To z kolei powinno nas (a w szczególności naszych rządzących) skłonić do głębszej refleksji. Gdybym był złośliwy, to pewnie powiedziałbym, że mieli oni już kilka okazji do takiej refleksji i z nich nie skorzystali. Na przykład sprzedając zasadniczą część polskiej infrastruktury krytycznej w postaci Telekomunikacji Polskiej francuskiemu podmiotowi z udziałem skarbu państwa. Ale nie jestem złośliwy, więc to przemilczę.

Z takich inwestycji płyną zarówno korzyści polityczne, jak i społeczne. Tylko często jest tak, że korzyści polityczne są niekorzystne społecznie, a to, co na pierwszy rzut oka wygląda jak korzyść społeczna, jest w rzeczywistości zgniłym jajem, na którym skorzystają nieliczni. Tak jest i w tym przypadku.

Po pierwsze oczywiście, powstaną nowe miejsca pracy. Co prawda nie tam, gdzie są one najbardziej potrzebne, czyli w mniejszych miejscowościach, ale powstaną. Zarówno Google, jak i Microsoft skupiają się w czterech największych miastach Polski – Warszawie, Krakowie, Wrocławiu i Gdańsku. Tam akurat pracy nie brakuje.

Rozbudowa centrów danych i infrastruktury sieciowej przez big tech naturalnie przyczyni się do modernizacji polskiej infrastruktury cyfrowej. Nawet w przypadku poważniejszych turbulencji (vide: wycofanie się wielu biznesów z Rosji pod wpływem sankcji) firmy mogą wycofać się z kraju operacyjnie, ale nie zabiorą ze sobą infrastruktury, w którą zainwestowali. Takie ruchy pokazują również kolejnym inwestorom, że Polska jest krajem, w którym wciąż można inwestować bezpiecznie, a to może przyciągnąć kolejne biznesy. 

Tutaj jednak widzę pierwsze poważne zagrożenie: te kolejne biznesy znowu przyjdą z zagranicy. Przy podejściu naszych rządzących do inwestycji krajowych i wspierania rodzimego biznesu, tak to się właśnie skończy. Koło Amerykanów otworzą się Niemcy i Francuzi, a Polacy w najlepszym wypadku będą podwykonawcami. Bo budowanie czegoś od zera wiąże się z ryzykiem i nie jest takim efektownym quick-win. W kampanii wyborczej nie wygląda tak dobrze, jak ściągnięcie światowego giganta.

Otwieranie nowych centrów danych i centrów AI podkopuje też w sposób oczywisty pozycję już istniejących, polskich chmur krajowych i sektorowych, jak idea Polskiej Chmury. Google czy Microsoft mogą nie tylko zaproponować usługi na podobnym poziomie jakości taniej (ze względu na skalę działalności), ale przede wszystkim stosować drenaż mózgów z rynku krajowego. Najlepsi specjaliści, skuszeni relatywnie lepszymi zarobkami za granicą, nierzadko decydują się wyjechać do USA.

Największe jednak zagrożenia widzę na moim polu:

Google, jak każda inna globalna korporacja, gromadzi ogromne ilości danych o swoich użytkownikach. W przypadku Polski oznacza to, że nawet jeśli dane te są przechowywane i przetwarzane w naszym kraju, to de facto nie mamy nad nimi kontroli – są własnością prywatnej firmy. Nie jest też tajemnicą, że firmy wykorzystują dane użytkowników do trenowania swoich modeli sztucznej inteligencji. Oznacza to, że ogół społeczeństwa jest surowcem służącym do produkcji narzędzi, które potem zostaną nam sprzedane za całkiem realne pieniądze, z których znakomita większość trafi za ocean. W kuriozalnej sytuacji znajdują się jednak programiści i inżynierowie, bo stają się jednocześnie twórcą i tworzywem. 

Ostatnim, choć nie najmniejszym zagrożeniem, jakie widzę, jest oczywiście niepewność decyzji biznesowych. Zawsze trzeba liczyć się z możliwością, o której już wcześniej wspomniałem – a więc z tym, że dana firma po prostu podejmie decyzję o zmianie lokalizacji. Google, dla przykładu, zatrudnia w tej chwili około 8 tysięcy osób w Polsce, a nowe inwestycje oznaczają zatrudnienie jeszcze większej liczby specjalistów. Ich wyjście z naszego kraju oznaczać będzie, że na raz pracę straci tyle ludzi, ile mieszka w Kruszwicy.

To co robić i jak żyć?

Obecność Google w Polsce niesie ze sobą zarówno potencjalne korzyści, jak i poważne zagrożenia. Kluczowe jest, aby polski rząd i przedsiębiorcy wypracowali strategię, która pozwoli nam czerpać korzyści z obecności globalnych gigantów, minimalizując jednocześnie związane z nią ryzyka. Należy zadbać o:

Wzmocnienie krajowych regulacji dotyczących ochrony danych, aby zapewnić polskim obywatelom realną kontrolę nad swoimi informacjami. Można to osiągnąć poprzez wprowadzenie bardziej rygorystycznych przepisów dotyczących gromadzenia, przetwarzania i udostępniania danych osobowych przez firmy technologiczne. Albo poprzez właściwe egzekwowanie przepisów już istniejących, czyli zwiększenie uprawnień Urzędu Ochrony Danych Osobowych (UODO) w zakresie kontroli i nakładania kar na firmy naruszające przepisy. UODO powinien mieć możliwość skutecznego egzekwowania prawa i nakładania dotkliwych kar finansowych na firmy, które nie przestrzegają przepisów o ochronie danych osobowych.

W horyzoncie rozważań naszych rządzących powinno się znaleźć także promowanie i wspieranie rozwoju technologii i rozwiązań, które zwiększają prywatność i bezpieczeństwo danych. Należy inwestować w badania i rozwój w obszarze cyberbezpieczeństwa i prywatności, a także wspierać krajowe firmy, które tworzą innowacyjne rozwiązania w tym zakresie.

Nie możemy także zapominać o pracy u podstaw, czyli o edukacji społeczeństwa w zakresie ochrony danych osobowych i innych danych wrażliwych. Ważne jest, aby Polacy byli świadomi swoich praw i zagrożeń związanych z udostępnianiem danych osobowych w sieci.

Aby uniknąć nadmiernej zależności od zagranicznych technologii, konieczne jest inwestowanie w rozwój rodzimych firm i innowacji. Można to osiągnąć poprzez:

  • Uproszczenie procedur administracyjnych dla startupów, zapewnienie dostępu do finansowania i mentoringu, a także promować współpracę między startupami a dużymi przedsiębiorstwami.
  • Zwiększenie nakładów na badania naukowe i rozwój technologii, a także promowanie współpracę między uczelniami a biznesem. Ale tak na serio, a nie tylko fasadowo.
  • Promowanie polskich technologii na rynkach zagranicznych, a także ułatwianie im dostępu do zamówień publicznych. Na przykład poprzez dodatkowe punkty dla polskich przedsiębiorców w procesie.
  • Należy nagradzać  firmy,  które  inwestują  w  nowe  technologie  i  tworzą  innowacyjne  produkty  i  usługi.

Aby zapewnić Polsce konkurencyjność na globalnym rynku technologicznym, konieczne jest inwestowanie w edukację i rozwój kadr:

  • Należy promować naukę przedmiotów ścisłych i technicznych już od najmłodszych lat, a także zapewnić uczniom i studentom dostęp do nowoczesnych narzędzi i technologii.
  • Należy zapewnić Polakom dostęp do szkoleń i kursów z zakresu technologii cyfrowych, aby mogli oni aktywnie uczestniczyć w gospodarce cyfrowej.
  • Należy wspierać rozwój talentów i zachęcać młodych ludzi do kariery w sektorze technologicznym.
  • Należy  promować  praktyki  i  staże  w  firmach  technologicznych,  a  także  wspólne  projekty  badawczo-rozwojowe.

Aby zapewnić bezpieczeństwo i stabilność polskiego sektora technologicznego, konieczne jest dywersyfikowanie źródeł technologii i unikanie nadmiernej zależności od jednego dostawcy. Można to osiągnąć poprzez:

  • Unikanie sytuacji vendor lock-in, w której Polska jest uzależniona od jednego dostawcy, np. amerykańskiego.
  • Wspieranie technologii, które są oparte na otwartych standardach i umożliwiają współpracę różnych systemów.
  • Współpracę (na zasadach partnerskich, a nie poddańczych)  z  innymi  krajami  UE  w  celu  rozwoju  europejskiego  sektora  technologicznego.
  • Inwestycje  w krajowe  badania  i  rozwój  w  zakresie  technologii,  które  mogą  zastąpić  rozwiązania  oferowane  przez  globalnych  gigantów.

To nie są działania, którymi wygrywa się wybory i które są seksowne. Ale są one niezbędne, jeśli chcemy utrzymać suwerenność technologiczną w jakimkolwiek wymiarze.


Discover more from Bezpieczny Blog

Subscribe to get the latest posts sent to your email.

Zostaw komentarz